Za nami wycieczka na Dziki Wschód (czyt. Hrubieszów), było gorąco, pogoda dopisała. Musieliśmy tam pojechać kilka dni wcześniej z powodu śmierci mojego dziadka Pawła. Będziemy go bardzo mile wspominać. Zawsze miał dla wnuków i prawnuków 'coś do kieszeni'. Cukierka, czekoladkę albo parę groszy. Był wesołym człowiekiem i takiego go zapamiętamy.  

Kuba szlifował jazdę na rowerze. Już nie ma dnia żeby nie chciał na nim jeździć. Objeździliśmy z synem dużą część Hrubka. Wycieczka po polnych drogach , żeby zobaczyć kombajny bardzo się podobała. Do domu wrócił cały czarny z kurzu i pyłu no i po drodze zgubił pedał i trzeba było kupić nowy.

U babci w ogródku buszował w malinach, jadł porzeczki i marchewkę. Raz nawet zerwał małą, niedojrzałą i żółtą dynię po czym poszedł do babci i zakomunikował, że znalazł bardzo dużą cytrynę. Oprócz tego codziennie pluskał się w basenie wspólnie z Hanią, a z dziadkiem wybierał się na eskapady rowerowe. Szkoda, że pobyt tam tak szybko nam minął - już nie możemy się doczekać pobytu w przyszłym roku.